wtorek, 10 lipca 2012

Rewolucja nazwiskowa

Dopinamy wszystko na ostatni guzik. Raz idzie lepiej, raz gorzej. Biegania przy organizacji co niemiara. Nie o tym jednak chciałam. Wychodząc za mąż zmienia się wiele. Z tym polemizować nie ma co. Zmienia się również nazwisko. No właśnie - zmienia lub nie. I tu pojawia się problem. Ja miałam być panią X-Y. Dzieci po mężu - Y. Wszystko ustalone, papiery z USC do księdza zaniesione. Decyzję o nazwisku dwuczłonowym podjęliśmy z jednego względu: mieliśmy zamieszkać u teściów, gdzie zameldowana jest również moja przyszła szwagierka, która będąc panną nosi nazwisko Y, a imię ma równe mojemu. Pod jednym adresem byłyby więc zameldowane dwie panie A. Y. (łapiecie się w tych literkach?). Głupota. Nie chcieliśmy tak. Plany się jednak zmieniły. Wijemy własne gniazdo. I odżyła dyskusja nazwiska. Bo moje długie, bo bardzo kłopotliwe (bardzo! bardzo!), bo imię też długie, bo obce i polskie, bo gdzie utożsamianie się z mężem, bo... Nie powiem - opcja nazwiska dwuczłonowego w jakimś stopniu mi odpowiada, mężowi już mniej. Biłam się z myślami, mocowałam z wizją rozstania się z czymś, co mnie przez dwadzieścia cztery lata identyfikowało. I zdecydowałam. Będę Y. Tylko. I tak z niezwykle skomplikowanego, ale jakże pięknego nazwiska rezygnuję na rzecz tegoż o brzmieniu pospolitym, bardzo popularnym i pożądanym. Kto zgadnie, o co może chodzić?

Dzień spokojny, pełen pracy. Zrobienie zawieszek na wódkę weselną odkładam i odkładam. Jutro jednak muszę się za to zabrać. "Nie ma lipy" - jak mawia nie pamiętam kto ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz