W sobotę obchodziliśmy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. I tu nastąpi wielkie 'tadam': znam to uczucie, gdy nie masz siły wstać z łóżka, wiem, co oznacza niemoc i lenistwo wywołane nie tyle słabym charakterem, ile niemożnością zrobienia czegokolwiek. Ból, nie tylko fizyczny, rozsadza ciało, powoduje złe myśli i ciągnie ku złemu.
Zaczęło się już dawno: doskonałe oceny, wielkie wyobrażenie o mojej zorganizowanej pracy i doskonałym związku. A mnie paraliżowało na myśl o braku pieniędzy, uznania (?), nie czułam się bezpieczna. Paraliżował mnie szef-kierownik, Nadredaktor, wielki prof. D. i wielu innych. Nic już nie potrafiłam zrobić sama bez ponurych myśli. A mój A.? Wytrzymywał. A miał co: ataki agresji zarówno w stosunku do niego, jak i samej siebie, okropne słowa, wrzask i krzyk, irracjonalne zachowania. Dał radę, choć sam nie miał łatwo. Pomiędzy kłótniami pojawiały się słowa: 'psycholog', 'psychiatra'. Po jednej z awantur, gdy z oczu mojego ukochanego płynęły łzy, przełamałam się. Nadal będąc w szoku umówiłam się na wizytę z psychologiem. Ten skierował mnie do psychiatry. Dwie panie zajmują się mną do dziś (z psychiatrą co prawda nie miałam kontaktu od dłuższego czasu, gdyż już w czerwcu odstawiłam tabletki). Z psychologiem radzimy sobie, choć wizyty są coraz rzadsze. I niestety to czuję. Znowu zauważyłam, że lenistwo to nie tylko wynik ciąży, ale i niemocy. Podobnie się zaczyna. I awantura wybuchła z mojej winy, i złość się zaczęła. Agresji na szczęście nie ma, ale i tak widzę, że coś się dzieje. Tylko sytuacja jest inna: teraz noszę pod sercem nasz Skarb, jesteśmy rodziną, o którą muszę dbać. Nie mam co prawda siły i wiele spraw się piętrzy, ale wiem, że mam dla kogo walczyć. Mój Mąż to dobry człowiek. Nasze dziecko to nasza wyczekiwana Gwiazdeczka. Boję się o niego (aż za bardzo). Drżę, bo nie wiem, co będzie. Obawiam się, jak sobie poradzę. Muszę jednak wziąć się w garść. Dla nich.
Wspominam o sobie, gdyż wiem, jak trudno dziś przełamać pewne tabu. Psychiatra brzmi groźnie. Boimy się go, a tak naprawdę bez niego nie możemy sami sobie pomóc. Ciężka depresja to stan niebezpieczny dla nas i naszego otoczenia. Można zrobić krzywdę sobie i najbliższym. To choroba! Poważna choroba. Niestety, wielu z nas nie dostrzega jej w sobie czy u swoich bliskich. A czasem wystarczy krótka rozmowa z kimś obcym, ze specjalistą, aby zorientować się, że coś jest nie tak. Proszę, zwróćcie na to uwagę. Ja przez chorobę straciłam wiele. I nie życzę nikomu tak długiej walki o samego siebie.