poniedziałek, 26 listopada 2012

Nowy etap


Wszystko się zmienia. Ot, taka melancholijna (i banalna) zarazem myśl przyszła do mnie z samego rana. Za tydzień nie obudzę się już w moim pokoju, nie pójdę do zielonej, a do niebieskiej łazienki, zajrzę do mojej lodówki, włączę swój czajnik. Wyjrzę przez okno i nie zobaczę ogrodu, a blok lub plac zabaw (zależy przez które okno spojrzę). Oboje z mężem trochę się tych zmian obawiamy. Nagle zostaniemy sami, o czym oczywiście skrycie marzymy, jednak zawsze był ktoś obok nas. Była mama, która ugotowała obiad bądź powiedziała, co ja mam nań przygotować, był tata, który zawsze coś doradził, był brat, który gdy nie miał służby spał, ale i to miało swój urok. I była Saba. Śliczny, łagodny, biszkoptowy labrador. Nasz jedyny pies, na którego zgodził się tata (w domu pies? absolutnie!). A teraz wszyscy za nią szaleją. A my będziemy ją widywać od czasu do czasu. Saba tak słodko budzi Andrzeja, tak zabawnie czeka pod drzwiami łazienki, gdy szykujemy się do wyjścia na spacer, tak smutno patrzy, gdy zostaje sama. 





A tylu rzeczy nam jeszcze brakuje! Te drobiazgi są chyba najgorsze ;-) Ich skompletowanie zajmie mi trochę czasu, bo niemal o wszystkim zapominam. Dziś jednak mam wiele energii. Może i nasze Maleństwo wyczuwa, że przeprowadzamy się do NASZEGO mieszkania. Do mieszkania, w którym zabrzmi głośny śmiech, popłyną łzy, usłyszymy mój czy męża krzyk (walczę z porywczością, walczę!), będziemy szczęśliwi, a czasem smutni. Będziemy jednak razem.

piątek, 23 listopada 2012

Paranoja od śledzia

Trochę mnie przeraża czytanie informacji w sieci na temat tego, co można a czego nie można jeść w ciąży. Są produkty, po które przez najbliższe kilka miesięcy nie sięgnę (tatar, sery pleśniowe, surowe jajka, alkohol). I to jest pewne. Dzisiaj jednak trochę oniemiałam, gdy przeczytałam, czego kobiecie w ciąży bezwzględnie nie wolno. A od czego się zaczęło? Ano od tego, że zobaczyłam w sklepie śledzie. W solance rzecz jasna. I ze względu na to, że nie jadłam ich wiele miesięcy, to postanowiłam je kupić. Ot, dwa płaty. Wróciłam do domu, zanurzyłam je w wodzie, aby ich słony smak choć trochę się ulotnił i ... usiadłam przed komputerem. Starałam się przypomnieć, co mówiła mi ginekolog i lekarz chorób zakaźnych na temat tego, czego mam unikać. Śledzi na tej liście nie było. Postanowiłam jednak się upewnić i poszperać w sieci. A tam co? A tam: nie można śledzi! absolutnie zakazane! jak można tam ryzykować?! Żeby jednak było śmieszniej, to obok wypowiedzi tego typu czytam: co wy gadacie!? śledzie jadły nasze babki, matki i wszystko ok! śledzie są zdrowe! solanka zabija bakterie! Wszystko w podobnym tonie. A ja? Ja osłupiałam. Śledzie się moczą, ślinka mi cieknie, a tu co? Wzięłam więc telefon i zadzwoniłam do dietetyczki, którą bardzo lubię, szanuję i która - i tu przede wszystkim - ma wiedzę bardzo dużą. A ona co na to? "Dziewczyno, masz ochotę, to jedz". I zjadłam. Dobre było. I Maleństwu chyba też smakowało.
Mówię Wam, szaleństwo. A im częściej o tym myślę, to w większą paranoję popadam. 
Idę się napić melisy.

wtorek, 20 listopada 2012

Na tapczanie siedzi leń...


Nie chciałabym powiedzieć, że nic mi się nie chce. Chyba jednak będę zmuszona się do tego przyznać! 
Mam rozgrzebanych tyle spraw, tak wiele rzeczy do zrobienia, przygotowania, a mi się NIC NIE CHCE! Fatalnie. 

Na początku ciąży to jakoś mogłam zrozumieć. Teraz zaś jestem wkurzona na siebie. Oczywiście, tłumaczę sobie, że nie jestem u siebie, że z rodzicami to mieszka się inaczej, że to jeszcze nie MOJE, ale ile można?! Czy gdy przekroczymy próg naszego M, to będzie lepiej? Oby! 
Co ciekawe, według pewnej osoby, która wiele mi w życiu pomogła oraz dysponuje wiedzą psychologiczną i psychiatryczną, jestem 'za dorosła', 'za pedantyczna' i najzwyczajniej w świecie nie mogę 'dać sobie luzu'. I zrozum tu samego siebie!

sobota, 17 listopada 2012

Idą zmiany


Rośniemy, rośniemy! Powiększam się ja i nasz Maluszek ;-) Ważę 58.5 kg. Od początku ciąży przytyłam 2 kg. W środę byliśmy na badaniu i zajrzeliśmy do naszej perełki. Tatuś dumnie spoglądał, jak dzidzia fika koziołki. Robi to z niesamowitą zwinnością ;-) Jedno zdjęcie nas zachwyciło (publikuje je poniżej). Maluch pokazał nam rączkę, a wyglądało to tak, jakby chciał po coś sięgnąć ;-) 
Kolejna wizyta przed samymi świętami.



Po bardzo krótkim epizodzie mdłości, przyszedł czas na dolegliwości większego kalibru - pajączki, żylaki i zasłabnięcia. Te ostatnie martwią nas najbardziej. I to jednak pokonamy ;-)


Powoli zaczynamy się pakować. Karton stoi na kartonie. Niektóre są już pełne, niektóre puste. Wczoraj zdałam sobie sprawę, że zupełnie nie wiem, jak mam się za to zabrać. Jak mam spakować 24 lata swojego życia w kilka pudełek? Do tego kompletowanie "posagu" od babci i mamy przeraża mnie równie mocno. Każda chce dołożyć coś od siebie, co mnie oczywiście cieszy, bo zaoszczędzimy mnóstwo pieniędzy. Myślę, że za tydzień będziemy już na swoim. Czeka mnie jeszcze wypakowanie tego wszystkiego i szykowanie się do wyjątkowych Świąt. 

Pisanie bloga zaczyna mnie niesamowicie wciągać. Uwielbiam odwiedzać niektóre miejsca (czytaj: blogi) w sieci, lubię Wasze wyjątkowe style pisania. Przyzwyczaiłam się do Was i polubiłam. 

piątek, 9 listopada 2012

Z uśmiechem!

Zawsze wierzyłam w to, że jak zajdę w ciążę, to będę miała czasu a czasu! Obiecałam sobie, że Trylogię Sienkiewicza przeczytam (serio!), że seriale obejrzę (miałam ochotę na Czas honoru), że będę siedziała z kubkiem w ręku i delektowała się książkami z cyklu "Będziemy rodzicami". I co? I nic! Nic z tych planów nie wychodzi. Ciągle coś trzeba zrobić, coś napisać, coś ułożyć. Czekamy na przeprowadzkę, z którą niemal w całości uporać się będzie musiał mój mąż, brat i tata. Niemniej czeka mnie układanie w szafach, segregowanie. Cieszę się na naszą samodzielność, ale jednocześnie boje się jej. Oboje się boimy.
Doktorat "się robi" i choć siedzę w domu, to i tak muszę pisać, tworzyć, czytać. Drugi kierunek - choć tymczasowo zawieszony - też wymaga nadrabiania zaległości, po to, aby zakończyć go w terminie. I tak płyną mi dni. Nie skarżę się, choć czasem marzę już o grudniu (grafik na listopad mam rozpisany co do godziny ;-)). Tylko i wówczas praca się znajdzie. Teraz jednak najważniejsze jest dla mnie moje Maleństwo. Nasze szczęście. Jesteśmy w 13 tygodniu ciąży. Byliśmy na badaniach genetycznych, i choć wyniki krwi będą dopiero w środę, USG było niesamowitym przeżyciem. Tak dokładne, tak fachowo wykonane. Pani doktor wszystko mi pokazywała: "a tu mamy nerki, a tu pęcherz moczowy, a teraz niech Pani paluszki liczy, i od stópek też". Serduszko też wygląda zdrowo, aczkolwiek na tę chwilę to tylko to można było powiedzieć. Kręgosłup również - i tu cytat - "wydaje się być ciągły". Wierzę, że będzie dobrze. Maluszek w brzuszku bryka niesamowicie (czego ja jeszcze nie czuję). Aż Pani doktor był zdziwiona, że taki z niego "wiercipięta". I dobrze!!! ;-) Pewnie ma to po rodzicach ;-) 

I jeszcze o:

Zostałam nominowana przez Patrycję, za co serdecznie dziękuję. 



1. Magiczne miejsce na Ziemi to...?
Dolina Kościeliska
2. Najbardziej trafiony prezent, który otrzymałaś?
biały sweter, fikuśne skarpetki, kolorowe rękawiczki i gwiazdki świecące w nocy - wszystko to otrzymałam od mojego ówczesnego chłopaka, a obecnego Męża, na naszą pierwszą gwiazdkę (8 lat temu ;-))
3. Spełnione marzenie?
ślub, ciąża i własne mieszkanie
4. Czy uważasz, że marka ma znaczenie?
absolutnie nie
5. Cecha, za którą cenisz ludzi?
gospodarność
6. Jakie imię najbardziej podoba Ci się dla chłopczyka a jakie dla dziewczynki?
dla chłopczyka - Jan i Wojciech, dla dziewczynki - Antonina i Zofia
7. Jakie korzyści czerpiesz z blogowania?
mogę się "wygadać"
8. Co irytuję Cię w blogach innych osób?
w tych, co czytam, nic mnie nie irytuje ;-)
9. Ulubiona dyscyplina sportowa?
pływanie
10. Czy prowadzisz zdrowy tryb życia?
staram się, ale średnio mi to wychodzi
11. Piosenka, która kojarzy Ci się z wakacjami, latem, słońcem...
Paulo Nutini, "Candy"

Jeśli mogę tak postąpić, to do zabawy nikogo nie nominuję, bo niemal każda osoba, która na to zasłużyła, już bawiła się w tę zabawę. Nie chciałabym dublować uczestniczek. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. ;-)