poniedziałek, 30 lipca 2012

5 dni

I po wieczorze. Był cudowny. Niesamowicie udany. Prezentów było dużo, tańców jeszcze więcej. Uśmiechów tysiące.

Zostało kilka dni do wesela. Kilka rzeczy zostało jeszcze do załatwienia. Zrobiłam listę rzeczy z podziałem na każdy dzień. Czy ja to ogarnę? Nie wiem, wiem jednak, że chciałabym, aby było już po wszystkim.

W czasie sobotniej rozmowy z koleżanką doszłam do wniosku, że za bardzo uzależniłam się do A. Mówię mu rzeczy nieistotne, bezsensowne. Wiele z nich to sprawy, z którymi mogę poradzić sobie sama. Po co więc go angażuję? Uczę się go. Uczę ze zrozumieniem, a nie na pamięć.

Nadal nie mamy mieszkania. W środę jedziemy jedno zobaczyć. Już czuję, że mi się podoba. Teraz podobać mi się będzie wszystko, gdyż nie mam nic.
 

piątek, 27 lipca 2012

Wieczornie

Za chwilę idę na swój wieczór panieński. Spragniona imprez, muzyki, tańca. Spuszczona ze smyczy. Wierna. Cieszę się na to wyjście jak nie wiem. Cieszę się, że ktoś wpadł na pomysł, żeby ze mną tego dnia być. Dziękuję im za to. Babskie grono jest jednak fajne ;-)

PS. Dawno tak na nic się nie szykowałam. I wiecie co? Podoba mi się to. ;-)

czwartek, 26 lipca 2012

Odliczając

Nie pojmuję tego życia, ale kocham je. Daje mi w kość, wyciska łzy, ale jest. Do takich wniosków doszłam jedząc śniadanie na balkonie, pijąc kawę i rozmyślając. O 6.30. Przed pracą. Powietrze było cudownie chłodne, pies ułożony przy moich nogach spał spokojnie, podobnie zresztą jak Ukochany w moim łóżku. Dzień rozpoczął się dobrze.
Spraw do ogarnięcia milion. Nie ogarniam ich wszystkich. Kalendarz robi się pełen. Brak w nim miejsca na odpoczynek. A może w dorosłym życiu na wolne już nigdy nie ma czasu?

O mieszkanie nadal walczę. Nie dam się.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Szukając rozwiązań

Było cudownie, spokojnie, wesoło. Piękne słowa, słodki uśmiech, radość. Jest smutek i żal.
Mieliśmy podpisywać umowę przedwstępną. Mieliśmy mieć mieszkanie - NASZE, WYMARZONE. Mieszka w nim obecnie moja babcia, która miała poszukać sobie innego, mniejszego lokum. Babcia jednak ani myśli o wyprowadzce. My z nią mieszkać nie będziemy. Jeśli zgodzimy się na to, żeby z nami została - nawet na jakiś czas - to nigdy się nie wyprowadzi. A babcia choć to babcia, ciężką kobietą jest.
Problem jest wielki, bo ślub mamy za dwa tygodnie, a my nie mamy mieszkania. Kredyt nagli, bo projekt Rodzina na Swoim funkcjonuje tylko do końca roku. Szukam czegoś innego.

Nie chcę panieńskiego. Same kłopoty z tym. Mam imprezę w piątek i On pyta, dlaczego nie zaprosiłam jego sióstr. Bo nie mam z nimi dobrego kontaktu? Bo nie zawsze były fair w stosunku do mnie? Ja nie jestem aspołeczna. To nie moja wina.
Najchętniej usiadłabym z książką w fotelu lub na szczycie góry w Tatrach. Nie ważne jakiej. Choć nie - ważne. Musiałabym być tam sama.

Kocham go. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Mam jednak dość ciężki krzyż do dźwignięcia. Oczywiście, mogłam iść na łatwiznę. Zostawić go, iść przez życie samotnie albo z kimś kogo nie kocham. Zostałam. I będę przy nim trwać. Na dobre i na złe. Razem. Uda się nam. 

środa, 18 lipca 2012

Szkoła życia

Tego nie nauczą w żadnej szkole. Już wiem, że jak jest zły, to nie musi powiedzieć, że nie chce obiadu, że może on stać i czekać. Dziś nauczyłam się, że należy go unikać i nie wchodzić mu w drogę.
Zły dzień. Koleżanka z pracy odchodzi. Lubiłam ją. Dostała pracę z perspektywami, w innym mieście. Podziwiam za siłę i brak obaw. Ma siły coś zmienić.
Druga koleżanka dostała pracę. Wymarzoną.
Ja stoję w miejscu. Nie mam siły się ruszyć.
I nawet super zrobiony makijaż i fryzura mi nie pomogą. Kosmetyczka i fryzjerka w jednej osobie zrobiła cud - wyglądał, mówiąc nieskromnie, ładnie. Co z tego. On tego nie zauważył. Bo miał zły dzień. Bo w pracy jest ciężko.

niedziela, 15 lipca 2012

Jest dobrze

Jest mi dobrze. Błogo. Spokojnie. Sobota upłynęła na załatwianiu spraw, które załatwione być miały. Jestem z siebie i narzeczonego dumna (bardziej z niego niż z siebie) - wstał bowiem przed 9:00 (w wolną sobotę!), pojechał ze mną i mamą na targ, zachował się dyplomatycznie, gdy mama kupowała gorset wyszczuplający, dyskretnie mówiąc, że musi iść do kwiaciarni zapytać o kwiaty na auto do ślubu, szybko kupił adidasy i buty do ślubu (zdecydował się w ciągu pół godziny - super czas!). Dodatkowo kupiliśmy koszulę na poprawiny, a dziś jeszcze krawat. W markecie dokupiliśmy soki i wodę. Menu ustaliliśmy i wreszcie zaczęliśmy się uczyć tańczyć (jak mówią LEWA, ja idę w PRAWO, i odwrotnie). Tym sposobem wiele nam już nie zostało.
Dziś obudziłam się i pierwsze co zobaczyłam, to JEGO oczy. Wpatrzone we mnie. Pomijając fakt, że obudziłam się z okropnym bólem głowy i brzucha, byłabym najszczęśliwszą osobą na ziemi. Wspólne śniadanie i kawa troszkę mi pomogły. Obyło się leków. Pomocne okazały się dziś:

  • rozmowy w łóżku na tematy ważne i mniej ważne,
  • pyszne kanapki zrobione dla nas przez moją mamę,
  • wspólny wyjazd do kościoła,
  • zakupy z bratem i narzeczonym,
  • wycieczka rowerowa (tylko 7km, a jakie miłe),
  • wdychanie zapachu deszczu i stwierdzenie JEGO, że pachnie kwiatami,
  • rezerwacja pokoi w naszych ukochanych górach,
  • wspólna kolacja.
To był udany dzień.

czwartek, 12 lipca 2012

Drzwi są przymknięte

Drzwi przeszłości. Dzieciństwa i lat szkolnych. Dorosłam. Ślub kończy pewien etap w życiu. Przymyka drzwi. Odchodzi się od Rodziców. Tworzy się własny wspólny świat. Mama i tata dali mnie bezpieczeństwo, beztroskę. Teraz ja i mąż musimy dać sobie bezpieczeństwo. Nie dać się krzywdzić. Być ze sobą.
Refleksja ta przyszła do mnie w związku z szukaniem prezentu dla Rodziców. Chciałabym, aby dostali coś wyjątkowego, choć uważam, że niczym nie zwrócę im miłości, jaką mi dali. Niczym się nie odwdzięczę. Nie ma takiej materialnej rzeczy. Nie wiem czy odważę się powiedzieć coś na forum. Tak bardzo bym chciała. Obawiam się jednak, że się popłaczę.
Temat do obgadania z narzeczonym.

Zawieszki i prezenty dla Gości zrobione. Gdyby nie mama, nigdy bym tego nie dokonała.

Dziś w pracy odebrałam swoją pierwszą karteczkę urlopową. Małe to takie, niebieskie, niepozorne, a daje tyle radości ;-) Szef - widać było po minie - nie był zadowolony. Moja euforia jednak równoważyła ten jego stan. Zresztą - biorę ślub - należy mi się ;-)

Jutro piątek. Trzynastego. Przesądna nie jestem. Poza tym - mój ukochany brat urodził się 13 w Wielki Piątek i to najszczęśliwszy facet na ziemi.

wtorek, 10 lipca 2012

Rewolucja nazwiskowa

Dopinamy wszystko na ostatni guzik. Raz idzie lepiej, raz gorzej. Biegania przy organizacji co niemiara. Nie o tym jednak chciałam. Wychodząc za mąż zmienia się wiele. Z tym polemizować nie ma co. Zmienia się również nazwisko. No właśnie - zmienia lub nie. I tu pojawia się problem. Ja miałam być panią X-Y. Dzieci po mężu - Y. Wszystko ustalone, papiery z USC do księdza zaniesione. Decyzję o nazwisku dwuczłonowym podjęliśmy z jednego względu: mieliśmy zamieszkać u teściów, gdzie zameldowana jest również moja przyszła szwagierka, która będąc panną nosi nazwisko Y, a imię ma równe mojemu. Pod jednym adresem byłyby więc zameldowane dwie panie A. Y. (łapiecie się w tych literkach?). Głupota. Nie chcieliśmy tak. Plany się jednak zmieniły. Wijemy własne gniazdo. I odżyła dyskusja nazwiska. Bo moje długie, bo bardzo kłopotliwe (bardzo! bardzo!), bo imię też długie, bo obce i polskie, bo gdzie utożsamianie się z mężem, bo... Nie powiem - opcja nazwiska dwuczłonowego w jakimś stopniu mi odpowiada, mężowi już mniej. Biłam się z myślami, mocowałam z wizją rozstania się z czymś, co mnie przez dwadzieścia cztery lata identyfikowało. I zdecydowałam. Będę Y. Tylko. I tak z niezwykle skomplikowanego, ale jakże pięknego nazwiska rezygnuję na rzecz tegoż o brzmieniu pospolitym, bardzo popularnym i pożądanym. Kto zgadnie, o co może chodzić?

Dzień spokojny, pełen pracy. Zrobienie zawieszek na wódkę weselną odkładam i odkładam. Jutro jednak muszę się za to zabrać. "Nie ma lipy" - jak mawia nie pamiętam kto ;-)

poniedziałek, 9 lipca 2012

Blogowe dzień dobry!

Zauroczona pewnymi blogami, potrzebująca swego miejsca w sieci - ZACZYNAM. Wielokrotnie już to robiłam, kilka razy mówiłam to samo. Dlaczego teraz ma być inaczej? Sytuacja w moim życiu się zmienia. Ba! Moje życie się zmienia. Za niespełna miesiąc zostanę żoną. Dwa tygodnie temu zostałam magistrem, a od tygodnia pracuję w zawodzie. Zmiany jak widać duże. Postanowiłam, że pójdzie za nimi metamorfoza wewnętrzna. Zawarłam umowę sama z sobą (a takowa zobowiązuje!).
Blog będzie o smutkach i dniach radosnych, o szale złości i radości. Ponadto pisać będę, jak idzie mi prowadzenie czegoś, co szumnie i dumnie nazywa się gospodarstwem domowym. Z kuchnią byłam pokłócona, chwilowo jednak zawarłyśmy rozejm. Odkryłam fantastyczne blogi kulinarne. To dzięki nim zrozumiałam, że i mnie może się udać. Jak będzie - zobaczymy!