wtorek, 21 stycznia 2014

Wózka ze świecą szukać

Wybrałam się dzisiaj na spacer (jak każdego dnia zresztą). I wiecie co? Ludzie patrzyli na mnie jak na dziwoląga, a wózka to żadnego nie widziałam! Czy -5 stopni Celcjusza to arktyczny mróz, który nie pozwala na wyjście z domu? Uczono mnie, że z dzieckiem można wychodzić do -10 (i ewentualnie darować sobie spacer, gdy jest cieplej, ale wieje mroźny wiatr). 
Od początku byłam zwolenniczką tzw. "zimnego chowu" (co za okropne sformułowanie!). W pokoju Janka jest 18-20 stopni Celcjusza i nigdy nie zauważyłam, że jest mu zimno. Ubieram go lekko, wedle wiedzy mojej teściowej i szwagierek za lekko. Taką podjęłam z mężem decyzję i widząc po synku, chyba dobrą. Mały nigdy nie był chory czy nawet przeziębiony (na szczęście i oby to trwało jak najdłużej). Dodam, że cierpi na AZS, a wiem, co to znaczy, gdyż sama choruję. I tu najczęstszym błędem jest przegrzewanie. Skóra wówczas boli! Dosłownie! Staje się naciągnięta, sucha i potwornie swędzi. Chciałabym, żeby Janka to ominęło. Udaje się. I oby tak pozostało.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Nasz sukces!

Jest! Tyle oczekiwania, tyle poszukiwań. A on sobie tak niepozornie - pyk! - i jest! Ząb, Kochani! Pierwszy ząbek Janka to lewa dolna jedyneczka. 
To nie wszystko... Zaparłam się i Janek śpi w swoim łóżeczku. Nie było to powiązane z jakimś większym dramatem, trzęsieniem ziemi czy innymi kataklizmami, o których się naczytałam. Ot, moja determinacja i spokój chyba uratowały sytuację. Moja decyzja związana była z faktem, iż dotychczas spaliśmy na tapczanie, który nie ma oparć. Spałam czujnie, ale wiadomo co to za spanie. I w ostatni czwartek otwieram oczy, a moje dziecko na brzuszku i rwie do przodu. Złapałam go; nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdybym się nie przebudziła. Uznałam, że tak być nie może, a bezpieczeństwo mojego dziecka jest najważniejsze. Mały ponadto lubi spać na brzuszku, na co śpiąc ze mną nie mógł sobie pozwolić. Poprosiłam zatem męża, aby założył mi filc na nóżki łóżeczka tak, abym mogła je dowolnie przesuwać, nie robiąc hałasu. Przysunęłam łóżeczko do swojego łóżka. Gdy Janek obudził się na swoją nocną zabawę (o czym pisałam wcześniej), siedziałam na łóżku. Byłam obok. Około 24 (taaa....) Janek postanowił pójść spać, ja go zatem ululałam i odłożyłam do łóżeczka. Ten manewr powtórzyłam 3 razy. Synek zasnął w swoim łóżeczku. Budził się w nocy blisko co dwie godziny. Wstawałam, głaskałam i mały zasypiał. O 6 obudził się na pierwsze cycowe śniadanko, zjadł, a ja odłożyłam go do łóżeczka. Byłam z siebie bardzo dumna, pokonałam bowiem swoje zmęczenie (dotychczas karmiłam na leżąco), a Janek wyspał się na brzuszku! Kolejna noc była podobna, a ostatnia - proszę - synek nie obudził się na zabawę! Zasnął ok. 20.30 i spał, budząc się jedynie na karmienie i ewentualne pogłaskanie po główce. Może i dzisiaj będzie podobnie?
I tak, chwalę się tym. To mój sukces. I mojego dziecka. Hura!

piątek, 10 stycznia 2014

Akceptacja

Przez ostatnie dni było mi bardzo ciężko. Problemy ze spaniem czy choćby skupienie maksimum mojej uwagi na dziecku i na tym, żeby czegoś sobie nie zrobiło. Dawniej położyłam go na dywanie, a on mógł jedynie przewrócić się na brzuszek. I w krzesełku poleżał. A teraz? Matko, zapomnij! Dziecko moje jest wszędzie! Wszystkiego dotyka, wszystko musi włożyć do paszczy. Jego ulubioną zabawą jest wkładanie głowy do bębna pralki, gaworzenie i słuchanie własnego echa. Dla mnie rewelacja ;-). Skąd zatem moje przygnębienie, a nawet frustracja? 
Od zawsze planowałam. To zrobię dzisiaj, to jutro. O, jakże życie było poukładane. Wszystko jednak stanęło na głowie, gdy narodził się Janek. A kiedy już wszystko poukładałam i ogarnęłam, mój syn znowu się zmienił i wszystko zaczęłam od początku. I to nie było już takie proste. Denerwowało mnie to, że nie mogę w spokoju się pouczyć, że nie mogę napisać tekstu czy choćby odkurzyć mieszkania w - UWAGA! - momencie, w którym ja tego chcę. Trzy dni temu nastąpił przełom. Zrozumiałam, że można wszystko połączyć, tylko proporcje muszą być wyważone. I jakoś to wszystko nabrało tempa. 
Wychodzę na prostą? Może. A może po prostu zaakceptowałam swój nowy świat. Długo to trwało, ale warto było.  

wtorek, 7 stycznia 2014

Pod osłoną nocy

Ileż to razy chciałam zamknąć bloga! Ileż razy myślałam, że pisanie tu jest pozbawione sensu! Mimo wszystko wracałam, myślami do bloga, do Was zaglądając. Czytałam, choć nie komentowałam. Byłam. I cieszę z tego, to bowiem zmotywowało mnie do pracy.
Wracam! I na początek moja osobista porażka. Usypianie Janka. Dacie wiarę, że gdy zbliża się wieczór, chce mi się wyć? Kiedyś mój chłopczyk zasypiał sam albo przy piersi, przy czym noc spędzał w łóżeczku. Teraz? Zapomnij! Wygląda to tak: po kąpieli mały jest karmiony, po czym odkładam go do łóżeczka. Śpi, ale po 40 min. (do godziny) budzi się i biega po łóżeczku. Czasem pomaga, gdy wezmę go do dużego łóżka, dam pierś, przytulę. I wówczas zaśnie, ale to rzadkie przypadki. Generalnie od 21 do 23 (a nawet 24) Janek bryka na całego. I co z tego, że w dzień jest bardzo aktywny? Ma dwie drzemki. Próbowałam wszystkiego! Nie ma reguły. Zwalam to na ząbki (stan uzębienia: 0), ale czy to minie, gdy wyjdzie pierwsza perełka? Nie wiem, a przyznam, że frustruje mnie ta sytuacja. Pracuję i wieczorami najczęściej mogę skupić cała uwagę na pisaniu, a tu masz! Terminy gonią, zamówienia są, ale kiedy mam to ogarnąć? Ratuję się pracą w dzień, ale i to nie zawsze jest możliwe. Mój syn bowiem (8,5 miesiąca) raczkuje z prędkością światła, wstaje, opierając się o wszystko, co spotka na swojej drodze. Gdy już wstanie, wbija swe dziąsła i miętoli. I tak do bólu...
Praca to jedno, ale pozostaje też kwestia tego, że chciałabym mieć chwilę dla siebie. Moment, w którym będę tylko ja i mąż. Albo sama ja. Chcę usiąść i nie zastanawiać się, kiedy się obudzi, a jak już to zrobi, to kiedy znowu się położy. Chcę nawet poświęcić ten czas na obejrzenie "M jak miłość" (choć nie wiem, kto tam z kim, ale szybko bym nadrobiła).
Może ktoś z Was miał podobną sytuację? Może to jakiś przełom w rozwoju? Ludzie! Pomóżcie, bo jak nic zwariuję.