piątek, 20 września 2013

Matka panikująca

Kiedy zostajesz mamą, musisz przyjąć do wiadomości fakt, że do końca życia będziesz martwić się o swoje dziecko. Każda anomalia przyprawi Cię o zawrót głowy, stres. Matki inteligentne nie będą panikować, bo wiedzą, że 'na chłodno' wszystko wygląda inaczej. Matki takie jak ja będą wariowały. Odchodziły od zmysłów. Im stres będzie dezorganizował cały dzień. W czym rzecz? Otóż 8 września w kupce mojego syna odnalazłam kilka nitek czerwonej krwi. Telefon do pediatry i biegiem poszłam do lekarza (a to była niedziela!!!). Lekarz zbadał synka, który śmiał się, zabierał lekarzowi stetoskop. Innymi słowy: czuł świetnie. Lekarz orzekł, że te śladowe ilości nitek krwi to nic złego, syn zbadany = zdrowy. Wyszłam z diagnozą: prawdopodobnie alergia (już wcześniej podejrzewana). A dodam, że dzień wcześniej dogodziłam sobie znacznie produktami mlecznymi. I potem te niteczki od czasu do czasu się pojawiały. Byłam jeszcze na ważeniu u położnej, która uspokoiła mnie i również orzekła, że nic nie wskazuje na jakąkolwiek patologię (prócz alergii). I tydzień był spokój. A dzisiaj syn jak nie walnie, jak nie huknie! Kupa wyszła za pampersa i po samą szyję powędrowała (wybaczcie szczegóły). I na bodziaku zauważyłam rzeczone niteczki. I potem, gdy już założyłam nowego pampersa, syn dokończył dzieło. I tam zaglądam - a tu niteczki krwi. I spanikowałam. Nie wiem co i jak robić. Czego mam się chwycić? Martwię się. I martwię się tym, że nie potrafię sobie radzić z takimi rzeczami. Gdzieś z tyłu głowy słyszę, że przecież w 10. dobie życia miał robione USG brzuszka, jest pogodny, radosny, nie ma gorączki. Ale panikuję. I siedzę, płaczę i nie potrafię się pozbierać.

poniedziałek, 16 września 2013

Matka wyrodna

Wydaje Ci się, że potrafisz zająć się własnym dzieckiem? Otóż nie! Ciocia, babcia, sąsiadka, pani z warzywniaka - one wiedzą, jak się dzieckiem zająć, jak ubrać i generalnie wszystkowiedzące są. Te ich spojrzenia! Bezcenne. Zawsze mi się w pierwszej kolejności chce pyskować, a dopiero później śmiać. I tak dla przykładu idę do warzywniaka, z wózkiem oczywiście, bo go nie zostawię pod sklepem, a tu baba patrzy na mnie jakbym jej rodzinę grzybami zatruła. I czytam z jej oczu: 'po cholerę tu z tym wózkiem się pchasz'. Dla uzupełnienia dodam, że w sklepie miejsce było i dla mnie, i dla wózka, i dla rzeczonej baby. Sytuacja kolejna: rodzinna uroczystość. Janek ubrany elegancko: koszula była, spodnie w kratę. I szelki, a jakże. Zabrakło jedynie czapki. O ja głupia i niemądra! Ze sto razy usłyszałam chyba, że dziecko mi się rozchoruje. I nawet do mamy mojej na skargę poszli. I przy mężu moim o nieodpowiedzialności rozprawiano. Matczynej rzecz jasna.
Asertywności się uczę.