czwartek, 6 marca 2014

Recepta na idealne dziecko

Nie, nie mam idealnego dziecka. Nie mam, bo takie nie istnieje. I im szybciej to sobie człowiek zwany matką uświadomi, tym lepiej dla niej i jej najbliższego otoczenia. Problem z tym mają zwłaszcza Ci, którzy tak jak ja, mieli dotychczas w pełni zaplanowany czas. Pojawia się bowiem problem: dziecka nie da się wpisać w jakiekolwiek ramy czasowe. Mam dni, w których będąc z Jankiem sam na sam jestem w stanie zrobić wszystko - dom lśni, obiad ugotowany, a i deser czasem, ja nie zalegam z tekstami, słowem - sielanka! A są takie, gdzie nic - TOTALNIE - nie mogę z zaplanowanych rzeczy wykonać! Robię rzeczy podstawowe, ale nic więcej. Takich dni nie lubię, ale co ja mogę za to, że syn akurat ma gorszy dzień? I w tym sęk! Ja nie potrafię zaklinać rzeczywistości! I dzisiaj do mnie dotarło, że nawet jeśli jednego dnia nie zrobię nic, to drugiego jestem w stanie to nadrobić! I jeszcze jedna kwestia - cierpliwość. Słowo to znałam jedynie ze słowników - wiedziałam, że istnieje, i to wszystko, ja bowiem cierpliwa nie byłam nigdy! Już, teraz, natychmiast - tym żyłam. I dzięki temu dorobiłam się nerwicy, depresji i wkurzającego charakteru. Nie lubiłam czekać, denerwowałam się. I czemu to miało służyć? 
Dzisiaj teksty piszę wieczorami lub w czasie drzemek Janka, a czasem gdy się bawi (tylko te "proste", które nie wymagają większego zaangażowania). Pranie wstawiam z Jankiem, z nim je wieszam, z nim sprzątam, odkurzam, układam, przekładam. W ten sposób uczę syna świata. Nie przeszkadza mi, gdy wyrzuca z szaf wszystkie reklamówki, garnki, miski. Po skończonej zabawie, układamy je razem. Nie denerwuję się, gdy rozrzuca mi klamerki, wyciąga na podłogę czyste pranie, czy też mokrymi od śliny rączkami brudzi mi okno balkonowe czy lustro. Nie mam z tym problemu i od chwili, gdy to do mnie dotarło, żyje mi się lepiej. A Janek? Nie znosi noszenia na rękach, siedzenia w jednym miejscu. Raczkuje od trzech miesięcy, wstaje i chodzi wzdłuż mebli, kanap od dwóch. Wiąże się to z nieustannym byciu obok, ale i tak jest dobrze. Jest idealnie! ;-)

1 komentarz:

  1. Doskonale Cię rozumiem. I patrząc realnie pewnie jeszcze nie raz przyjdą gorsze dni. Ja początkowo się buntowałam i to bardzo. Teraz staram się wyhamować, przemówić sobie, że czasem po prostu nie da się nic na taki stan rzeczy poradzić, że trzeba się z tym pogodzić. A dla wzmocnienia nerwów popijam meliskę ;) I już mi nie wstyd, że czasem taki "wspomagacz" jest mi zwyczajnie potrzebny.

    OdpowiedzUsuń