środa, 24 lipca 2013

Dyda dyda

Dzieje się wiele. Niemal każdego dnia obmyślam treść kolejnej notki, ale żeby ją napisać, to już gorzej. Nadrabiam więc. Temat nr 1: smoczek. Jak ja byłam mu przeciwna! Smoczek? Nie moje dziecko! Wada zgryzu, zaburzenie procesu ssania...wiadomo... Gdy byłam jeszcze w ciąży kupiłam jednego dydka-uspokajacza (Avent) i odłożyłam go na dno szafy. Moja mama często o niego pytała i ostatecznie w 10. dobie synek pierwszy raz zassał sztucznego cyca. I co? Wypluł go od razu! Jaka byłam dumna! Mądre dziecko - myślałam. I tak jakoś dalej funkcjonowaliśmy. Zauważyłam jednak, że Janek nieustannie chce być przy moim cycku. Usypianie - z cyckiem w buzi, przytulanie - z cyckiem w buzi... Uspokoić też dziecko było można tylko dając mu cyca. I ja powoli wariowałam. Gdzie nie byłam musiałam wystawiać cyca, robiłam to nieustannie! Oczywiście syn wcale nie jadł, a jedynie zaspokajał potrzebę ssania, tak silną u dzieci, zwłaszcza do 3. miesiąca życia. I wszystko zmieniło się, gdy przyjechali do nas nasi przyjaciele z Holandii. Mają córeczkę, niemal dwuletnią, i podzielili się oni z nami swoim doświadczeniem. Pech bowiem chciał, że w dniu ich wizyty synusia mocno bolał brzuszek. Ja zaczęłam wariować, Janka nie można było uspokoić, i wówczas do akcji wkroczyła wspomniana koleżanka. Zarządziła trzeźwym okiem ciepłe okłady (metodę tę znałam), podkurczyła nóżki (nie wiedziałam o tej metodzie, a przynosiła ona Jankowi niesamowitą ulgę) i zapytała o smoczek. No a ja jej pokazałam tego cyca, którego kupiłam dawno, dawno... A Janek wiadomo - tego nie toleruje. Synek ostatecznie zrobił kupkę (myślałam, że rozpłacze się z radości), a my - mamy - sobie pogadałyśmy. Dostałam od niej mnóstwo rad, które wcieliłam w życie od następnego dnia. Z samego rana pobiegłam do apteki i kupiłam nowego uspokajacza (NUK). Kształtem oba smoki różniły się diametralnie i diametralnie zmieniło się podejście Janka, który nowego cyca zassał! I nasze życie - UWAGA! - zabrzmi patetycznie! - nabrało nowych barw. Już nie muszę leżeć przy synku nieustannie, nie muszę wracać do domu ze spaceru, bo mały krzyczy, że go całe osiedle słyszy, jest spokojniejszy i niemal wcale nie płacze. Moja laktacja się unormowała! Karmię co dwie godziny (czasem częściej, zwłaszcza gdy jest bardzo ciepło), Janek zasypia nadal sam, ale zdecydowanie szybciej. W dzień mamy stałe godziny drzemek. A ja? Odpoczęłam, mogę sprzątnąć dom i zrobić rzeczy, na które nigdy bym sobie nie pozwoliła, będąc sama z Jankiem (bo mały musiał spać "przy cycku", ssąc go co pewien czas) - myślę tu o umyciu okna balkonowego, lodówki, itp.
Cieszy mnie fakt, że Janek possie smoka i go wypluje, gdy potrzeba ssania zostanie zaspokojona. W nocy, nawet po karmieniach, nie wkładam mu dyda do dzióbka.
Bosko! ;-)

6 komentarzy:

  1. U nas Antek już zaczął ssać smoka w szpitalu, kiedy leżał w inkubatorze. W domu też dostawał od czasu do czasu. Nie zaburzyło to w żaden sposób jego ssania, a buzię ma bardzo ładnie rozwiniętą, nawet ponad swoje 8 miesięcy- tak stwierdziła logopeda:) Więc nie ma co się martwić, jak nie będziesz nadużywać smoczka, to na pewno mu nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie, bo szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko:) A, i nie przyzwyczaił się do niego, takiego większego smoczka już mu nawet nie kupowałam, czasem jeszcze daję mu ten mały, ale on używa go głównie jako gryzak i zabawkę:P

    OdpowiedzUsuń
  2. O, dobrze, że trafiłam na ten wpis. Też jestem negatywnie nastawiona do smoków, a tu proszę... Zapamiętam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A u nas jest odwrotnie z wyborem smoka.
    Lili bardziej woli Aventa niż NUKa :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Smoczek baaardzo się przydaje. Jak mojej córeczce rosły pierwsze ząbki to przynajmniej smok ucierpiał a nie moje piersi ;) ale nam w szpitalu polecono od razu aventu, ortodontyczne i tego się trzymaliśmy do samego końca :) malutka się przyzwyczaiła a ja już nie zmieniłam bo w sumie od innych mam też słyszałam same pozytywne opinie.

    OdpowiedzUsuń