poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Symbolika

Jestem chrześcijanką. Święta Wielkanocne są dla mnie wyjątkowe. Zawsze były. Nie znoszę komercji Bożego Narodzenia i choć raduję się z narodzin Jezusa, nie cieszą mnie one tak bardzo jak Zmartwychwstanie. To wydarzenie daje wiarę. To umacnia. O śmierci bowiem nie mówimy. Wiecie - temat TABU. Ona jest - to fakt niepodważalny, ale czy można w niej odnaleźć pocieszenie? Czy można ją zrozumieć? I najważniejsze: czy można odnaleźć w niej choć iskrę nadziei?

Wielki Post, choć bardzo chciałam, nie był dla mnie czasem spokoju i refleksji. Buntowałam się, złościłam. Moje ataki gniewu w stosunku do Męża męczyły nas oboje. W szpitalu się wyciszyłam, ale później wszystko wróciło. Bo pokoik dla Janka nieskończony, bo bałagan, bo ubranka czekają na pranie. I nadszedł Wielki Tydzień. Od początku jego trwania wzięłam się ostro za porządki. Sprzątałam, prałam, układałam całymi dniami. I owszem - pokoik nadal czeka na dalszą pracę, ale reszta domu wygląda dobrze. I tylko rzeczami dla Janka muszę się zająć. W Wielki Piątek chciałam wybrać się do kościoła, ale nie miałam jak. Mąż pojechał do pracy, pogoda fatalna - nie doszłabym. Drogę krzyżową "odbyłam" z papieżem. To musiało mi wystarczyć. I nadchodzi Wielka Sobota. Dzień, w którym moje nerwy osiągnęły apogeum. Złość na ciasto, bo nie rośnie! Inne się spaliło. I zakalec też był. Polewa się zważyła. Nic nie wychodziło. I te nerwy, bo ja "nic nie umiem". I to przeczucie, że coś się dzieje...

To Ona piekła to ciasto, które mi w sobotę nie wychodziło*.
To Ona nauczyła mnie, że do kościoła można wejść w każdej chwili, nie tylko w czasie niedzielnej mszy.
To Ona pytała, czy zmówię z nią różaniec i robiła to w taki sposób, że będąc dzieckiem potrafiłam bez żalu oderwać się od zabawy i uklęknąć z nią, aby się pomodlić.
Ona obiecała mi trzy miesiące temu, że zrobi mi krówkę. Taką prawdziwą. Z puszki.
Ona dotykała mojego brzucha i czekała na swojego pierwszego prawnuka, mimo, że gdy się dowiedziała, zadziornie i z uśmiechem powiedziała: Mam dopiero 70 lat i już mam być prababcią?
I to właśnie Ona zachorowała i w okresie Wielkiego Postu bardzo cierpliwie znosiła swoją chorobą. Cierpiała, ale na pytanie, jak się czuje, odpowiadała tylko: kiepska sprawa. Ostatnie dni spędziła w hospicjum. Nie była sama. Bez przerwy był przy niej mój tata i ciocia. Odeszła w sobotę. W Wielką Sobotę późnym wieczorem. I choć jest ciężko, moja wiara pozwala mi na nieśmiały optymizm. W niedzielę słuchałam jak ksiądz mówi, że śmierć została pokonana...


* Mąż ostatecznie je uratował. Wrócił, przytulił i zrobił polewę jak się patrzy.

5 komentarzy:

  1. Wyrazy współczucia, Aguś. Ogromne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykro mi z powodu Waszej straty...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyrazy współczucia...Trzymaj się dzielnie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dołączam i moje wyrazy współczucia...Odeszła w Wigilię Paschalną, jakby tym samym zostawiając dla Was specjalną wiadomość. Dużo sił Aguś!

    OdpowiedzUsuń
  5. współczuję straty :(,trzymaj się ciepło :*

    OdpowiedzUsuń