Dziś dzień z tych naprawdę złych. Łzy mi lecą, a pohamować ich nie sposób.
Mąż zawodzi. Nasz układ zawodzi. Jakoś nie potrafię ugryźć się w porę w język, a on zamiast być mądrzejszy, okazuje się być nieopanowany.
Drażni mnie to, że po pierwsze nie potrafię się zamknąć i tym sposobem popełniam ogromny błąd, po drugie - płaczę, choć nie powinnam, po trzecie - jestem tak przestraszona, pełna obaw, że całkowicie mnie to blokuje.
Kwestia rozchodzi się o pieniądze. A konkretnie o ich ewentualny brak. Tak, bo na chwilę obecną nam ich nie brakuje. Mamy za co żyć, mamy co odłożyć. Ale ja oglądam każdą złotówkę przed jej wydaniem, nakazuję ogromną oszczędność. Bo trzeba odłożyć, bo może zabraknąć. I to mnie wykańcza! Jestem na siebie wściekła.
Idę walczyć o siebie. O nas.