8. marca nagle zaczyna się dostrzegać ciężką kobiecą pracę. Wspomina się, ile to się kobieta namęczy, żeby [tu kolejność dowolna] dom był czysty, mąż zadowolony, koszule wyprasowane, pranie wywieszone i następnie ułożone, dziecko ubrane/ nakarmione/ przebrane/ uśmiechnięte, gary umyte, obiad ugotowany. Zapomniałam o czymś? Pewnie tak, nie oszukujmy się bowiem - mamy co robić! I, co ciekawe, radzimy sobie. Tylko kobieta jest w stanie zmywać naczynia, asekurować dziecko, które stawia pierwsze kroki, wyciągać mu mokrymi rękoma przedmioty, którymi mógłby zrobić sobie krzywdę, myśleć, co ugotować na obiad i co ewentualnie kupić podczas spaceru. Pokażcie mi faceta, który jest w stanie wykonać trzy czynności równocześnie. Sorry, nie ma szans! Wybaczcie panowie, ale na pocieszenie dodam - w tej waszej nieporadności tkwi pewna siła. Mój mąż mi pomaga, na szczęście. Nie wstydzi się nachylić nad zlewem, gotuje lepiej niż ja, a robi to chętnie i bez specjalnych pieśni błagalnych, coraz więcej czasu poświęca Jankowi, robi zakupy. Ideałem nie jest, o nie, ale - w przeciwieństwie do swojego ojca - nie dzieli świata na babski i niebabski. Potrafi tupnąć nogą, postawić się, ale w domu to ja mam decydujący głos. Mężowi, za co śmiało może podziękować swoim rodzicom, brakuje zdecydowania. O, jakże denerwują mnie zadawane kilkakrotnie pytania "to co, może jednak pojadę tu i tu, jak myślisz?". Niestety, wychodzi atmosfera domu, w którym dorastał mój A. Nie była ona ani miła, ani spokojna, ale za to jakże stereotypowa! Mężczyzna płodzi (i to niestandardowo, dużo ponad średnią krajową), kobieta rodzi. Mężczyzna nadaje imię, kobieta przytula, kołysze, karmi, przebiera, uczy. Mężczyzna bije, gdy dziecko nie otrzymuje promocji do następnej klasy, matka przepisuje za dziecko zeszyty i gromi nauczycieli, którzy "gnębią" jej "grzeczne" dziecko. Mężczyzna pracuje, kobieta nic nie robi (czytaj: sprząta, pierze, gotuje, szyje, zaprawia, hoduje zwierzęta, sadzi warzywa). I tak oto rodzina tylko rodziną jest z nazwy. A w czym jest/ był problem? W kobiecie! Dlaczego nie reagowała, gdy zachodziła w kolejną ciążę, a wszyscy mieli do dyspozycji jeden pokój? I w takich warunkach wychowała sześcioro dzieci! Dlaczego nie reagowała, gdy mąż ją obrażał? Dlaczego nie reagowała, gdy mąż, zamiast wspierać bliskich, doceniał jedynie swoich siostrzeńców, dając im lepszą pracę i lepsze wynagrodzenie? Dlaczego nie powiedziała stop, uspokój się, przemyśl swoje zachowanie?
To przeszłość. Dzisiaj mąż ma nas. I jest dobrze.